O tym, dlaczego Mahomet nie jest śmieszny

    Saturday Night Live, znany amerykański program rozrywkowy specjalizujący się w skeczach na żywo z gwiazdami wielkiego ekranu w roli głównej, puścił swoim widzom fałszywy trailer do nieistniejącego filmu Quentina Tarrantino, który zasadniczo parodiował jego podejście do historii w filmach „Bękarty wojny” i „Django unchained”. Klip wywołał duże kontrowersje w Ameryce – czyżby amerykanie tak ukochali Tarantino, że oburzyło ich sposób w jaki potraktowano jego dorobek? Nie – poszło o to, że ów fałszywy zwiastun reklamował film „Djesus Uncrossed”1 i opowiadał o Jezusie, który po zmartwychwstaniu postanowił się krwawo zemścić na rzymianach za pomocą samurajskiego miecza, strzelby i apostołów uzbrojonych w kije bejsbolowe. Prawicowe media zdiagnozowały ten przypadek jako kolejny dowód na wojnę demokratów z chrześcijaństwem, i przykład podwójnych standardów w stacjach telewizyjnych nazwanych przez nich „liberalnymi”. Te „podwójne standardy” miałyby oznaczać, że media „lewicowe” otwarcie atakują katolików, ale nie robią tego samego w stosunku do innych religii – jak na przykład Islamu. Czy naprawdę mamy tu do czynienia z nowym rodzajem bigoterii, czy też chrześcijanie znów sobie coś uroili? Cóż, dwa tysiące lat historii tej religii sugerowałoby tę drugą odpowiedź, ale nie wyciągajmy zbyt pochopnych wniosków… Zagranie „A dlaczego nie czepiają się Mahometa/Koranu/Islamu” jest nam polakom dobrze znane, demagodzy z prawicy używali go przy okazji sprawy Nergala, Dody czy ostatnio Abelarda Gizy. Jeżeli ktoś nie wie jeszcze o czym piszę, to szybko wyjaśniam na czym ów sofizmat polega – otóż bierzemy jakąś rozpoznawalną osobę która powiedziała coś brzydkiego na temat chrześcijaństwa, następnie się ją pytamy: dlaczego nie powie tego samego o islamie, jeżeli żadna odpowiedź nie padnie (zresztą może paść, sofizmat ów i tak zadziała) wypalamy: „bo wiesz, że chrześcijanie ci nic nie zrobią! Wybierasz sobie po prostu łatwą ofiarę która ci nie odda! Gdybyś coś takiego powiedział/ła o muzułmanach to dawno rozbiliby się samolotem o twój dom!”. Trick ten powtarzamy tak długo i tak często aż widownia uwierzy, że jedyną wadą katolików jest to, że są pacyfistami. Weźmy więc tą sztuczkę pod lupę i sprawdźmy gdzie ukryty był królik, jaka talia kart była użyta i czy rękawy rzeczywiście były puste.

    Na początku wyjaśnijmy dlaczego Mahomet we wcześniej wspomnianym fałszywym zwiastunie (filmik na dole) nie byłby śmieszny. Ludzkie poczucie humoru działa na dość prostych zasadach: po pierwsze, lubimy gdy komuś przydarzają się jakiegoś rodzaju nieszczęścia czy to fizyczne (slapstick) czy to w kontaktach z innymi ludźmi (komedie pomyłek). Nie chodzi oczywiście o coś wyjątkowo brutalnego, ale raczej o coś co z jednej strony nie będzie zbyt drastyczne, a z drugiej strony na tyle zaskakujące i niecodzienne, że nie pozostanie nam nic innego jak wyśmiać to nierealne fatum i nieszczęśnika którego spotkało. Ale wszystko musi się dobrze skończyć – o czym wiedział już Dante pisząc swoją Komedie. Kolejną rzeczą którą niewątpliwie wywoła u nas uśmiech na twarzy, to niespodziewane połączenie wydawałoby się zupełnie przeciwstawnych sobie rzeczy – koniec końców wszystko sprowadza się do tego by skutek zaskoczył nas sposobem w jaki łamie utarte schematy. Śmieszny będzie królik sprytniejszy od myśliwego, i śmieszny będzie żółw prześcigający zająca. Nie jest to jak widać żadna poważna psychologia, a raczej pewne intuicje dotyczące humoru które wszyscy posiadamy. Dlaczego Jezus w wersji Tarantino będzie śmieszny? Bo Jezus był pacyfistą, zrobienie z niego badassa z kataną jest cholernie zabawne, bo takiego połączenia się nie spodziewaliśmy. To niespodziewane połączenie zupełnie różnych od siebie elementów (ironiczne kino w stylu Tarantino + poważna figura z Nowego Testamentu) nadaje temu trailerowi komizmu. W dodatku mamy komediowe „dobre zakończenie” czyli Jezusa robiącego to, co każdy z czytelników Biblii w głębi ducha chciał by zrobił, kopiącego tyłki rzymianom. Podobny efekt zapewne uzyskano by ze zwiastunem „Dbudda Zniebawzięty” czy „Dgandhi Odzastrzelony”. Dlaczego ci panowie nie dostali angażu – sądzę, że powód jest prosty: nie są tak popularni jak Jezus. A dlaczego Mahomet nie dostał tej roli – powód jest inny. Jeżeli przyjmiemy, że rzeczywiście źródło humoru w tym skeczu miało wynikać z niespodziewanych połączeń pozornie wykluczających się elementów, to Mahomet powinien zostać przedstawiony raczej jako gołąbek pokoju niż maszyna do zabijania. Pomijając oczywisty fakt, że Mahomet był przywódcą wojskowym i głosił islam za pomocą miecza, to dzisiaj obraz mordujących ludzi muzułmanów nie jest czymś co wywołałoby uśmiech na twarzy. Mahomet biorący krwawy odwet na ludziach którzy nim pogardzili, to nie żart a smutna prawda ukazana w samolotach rozbijających się o World Trade Center, wysadzających się w powietrze fanatykach czy terrorystach ścinających głowy zakładnikom. „Dmahomet” nie byłby żartem, lecz napluciem w twarz tym którzy zginęli w świętej wojnie i niepotrzebnym wywołaniem następnej.

    To z jaką natarczywością katolicy domagają się żeby muzułmanie byli na równi wyśmiewani z nimi, jest iście machiawelicznym zagraniem próbującym wymusić zawieszania prawa do wolności słowa wtedy gdy idzie o religie. „Jak krytykujesz chrześcijaństwo krytykuj również islam – a jak to zrobisz to jakiś fanatyk cię odstrzeli” – wydają się mówić zawsze gdy ktoś obrazi ich uczucia religijne. Nie dość, że państwo polskie i tak im w tym pomaga, utrzymując idiotyczne przepisy (chodzi o Art. 196 Kodeksu karnego) nie pozwalające wytknąć jawnych idiotyzmów jakiejkolwiek religii nazywając ich przy tym po imieniu, to dodatkowo oskarża się krytyków chrześcijaństwa za tchórzy, oportunistów wybierający łatwy cel do ataku. Krytyk religii aby mógł zostać wzięty poważnie musi zaznaczać, że idiotyzm religii dotyczy wszystkich wierzeń, żadnej nie wyłączając – w tym potoku nonsensów jakimi są wierzenia religijne nikt nie jest wyróżniony ani nikt nie jest pominięty. Najgorszy jednak los i tak spotyka artystów, którzy nie tyle bezpośrednio atakują samą idee religii, a wykorzystują w swojej sztuce jakieś elementy wybrane z jednej konkretnej doktryny. Ich też dosięga ta niecna zagrywka „A czemu nie islam?” – i też zostają oskarżeni o tchórzostwo niezależnie od tego jakie będą ich tłumaczenia. Sofistów stosujących tę zagrywkę nie przekonują sensowne wyjaśnienia, że artysta odwołuje się w swoim akcie do rzeczy szeroko znanych publiczności, takich które są wpisane w elementy kultury którą rozumie zarówno on jak i jego odbiorcy. Nergal drący na scenie Koran byłby tak samo niezrozumiany, jak gdyby podarł Wielką księgę Tao – no bo czym byłby europejski artysta kontrkulturowy gdyby stał w kontrze do cudzego kręgu kulturowego? Giza śmiejący się z imamów nie byłby śmieszny i śmiejący się z szamanów znad amazonki też nie – no bo dlaczego miałyby nas śmieszyć rzeczy nam całkowicie obce? Ale ich nie obchodzą tłumaczenia, chcą koniecznie udawać, że są jakieś podwójne standardy i ateistyczna grupa trzymająca władzę, zamiast przyznać że ich wierzenia są irracjonalne i coraz więcej osób zdaje sobie po prostu z tego sprawę. Takimi zagrywkami hamują rozwój krytycznego zdroworozsądkowego myślenia (a nawet wyrazu przez sztukę) wmawiając swoim krytykom, że są tchórzami. Pomijając, iż jest to wulgarna w swej prostocie erystyka, trudno nie odnieść wrażenia, że ludzie ją stosujący gdzieś tam pod skórą zazdroszczą islamskim fanatykom swobody z jaką ci wydają kary śmierci na wszystkich którzy mieli czelność ich skrytykować.

Przypisy:
1W wolnym tłumaczeniu „Djezuz odkrzyżowany”, jako ciekawostkę mogę dodać, że w Jezusa (jeżeli ktoś go nie rozpoznał) wcielił się dwukrotny laureat Oscara – Christoph Waltz

Trailer „Djesus uncrossed”:


Reakcja amerykańskich mediów:



Autor: MW