Kolejny przypadek, który ujawnia absurdy religijnej gorliwości
Historia Arise Evansa, walijskiego „Chrystusa” XVII wieku, to kolejny dowód na to, jak religijna obsesja i literalne traktowanie tekstów świętych prowadziły nie tylko do społecznych wykluczeń, ale i tragicznych losów ludzi. Evans, który za swoje prorocze wizje i identyfikowanie się z Jezusem Chrystusem skończył w więzieniu, staje się symbolem mechanizmów represji napędzanych religijną nietolerancją.
Z antyteistycznego punktu widzenia, przypadki takie jak Evans obnażają hipokryzję i brutalność instytucji religijnych, które jednocześnie zachęcają do wiary w „boskie objawienia”, a potem karzą tych, którzy interpretują te przekonania zbyt dosłownie. Co więcej, fakt, że chrześcijaństwo od wieków promuje ideę ponownego przyjścia Jezusa, jednocześnie szykanując tych, którzy próbują wcielić tę ideę w życie, pokazuje absurdalne sprzeczności w samych fundamentach religii.
Antyklerykalna refleksja nad losem Evansa prowadzi do pytania: ile podobnych historii — ludzi wyrzuconych na margines lub prześladowanych za swoją wiarę i osobiste wizje — kryje historia? I czy instytucje religijne, tak szybkie do potępiania, kiedykolwiek wzięły odpowiedzialność za cierpienia, które zadały tym, których same inspirowały? W dobie rosnącej świadomości społecznej warto pamiętać, że krytyka religii to także obrona tych, którzy padli jej ofiarą.
źródło: Onet.pl